slajdshow_01 slajdshow_02 slajdshow_03 slajdshow_04 slajdshow_05 slajdshow_06 slajdshow_07

Gruzja 2017 cz. 3

2017 gruzja cz3

...Rano decydujemy się dojechać do lodowca który jest parę kilometrów od Mestii. Na miejscu okazuje się, że niestety droga jest w remoncie i aby dotrzeć do samego lodowca, trzeba urządzić sobie spacer. Jakoś nie nastawiałem się na spacery po górach i wracamy do Mestii.
Po krótkim zwiedzaniu miasteczka i pysznej kawie z ciastkiem, ruszamy dalej. Szybkie tankowanie i koło południa jesteśmy już w drodze do Ushguli. Jest to najwyżej stale zamieszkana osada/wioska w Europie ok. 2200 m npm. Mam do przejechania ok. 50-60 km. Początkowo droga jest szeroka i z betonową nawierzchnią. Lecz to się dość szybko zmienia. Beton zastępuje piach i glina. A szerokość także ulega drastycznemu zwężeniu. W wyższym odcinku trasy szerokość jest tylko na jedno auto. Co paręset metrów są mijanki, czasami aby się minąć z samochodem trzeba spory kawałek cofać. Droga jest bardzo malownicza ale i niebezpieczna. Bardzo często wiedzie wyciętą półką w zboczu z urwiskiem w dole z rzeką. Ruch na trasie dość umiarkowany [na szczęście], ale co jakiś czas trafia się na konwój minibusów jadących w kierunku Mestii. Jedzie ich wtedy około 10-15 pojazdów i mijanka staje się bardzo problematyczną sprawą.
Wreszcie po paru godzinach przed oczami pojawia się piękna zielona dolina z wieżami obronnymi. Te wieże obronne są chyba w każdym obejściu i są na każdej pocztówce z Gruzji. W Ushguli okazuje się że jest całkiem dużo miejsc noclegowych. Tam to się nazywa "guest house", niektóre mają słabiutki standard inne z kolei całkiem zadowalający. My znajdujemy najbardziej okazały guest house, "Ushguli Rati-Ani".
Samo Ushguli robi trochę przygnębiające wrażenie, pomimo pięknych okoliczności przyrody. Stare domostwa z kamienia, ciasne przesmyki między domami, takie trochę mroczne średniowieczne klimaty. Ale w tej mroczności tkwi również urok tego odludnego miejsca.
W kawiarence naszego hoteliku spotykamy małżeństwo z 12 letnia córką z Wrocławia którzy przemierzają Svanetię z plecakami na pieszo. Wielki szacun dla nich, spędzamy również miło czas w towarzystwie dwóch motocyklistów z Wielkopolski. Miło się rozmawia z krajanami przy browarze na drugim końcu Europy. Wieczorem zapoznajemy się jeszcze z Rosjanami, Estończykami oraz Szwajcarami. Opowieściom nie ma końca. W Gruzji z większością mieszkańców można się porozumieć po rosyjsku.
Trochę rano głowa boli, no cóż - pić to trza umić. Ale ból głowy rekompensuje ZAJEBISTY widok na najwyższy szczyt Gruzji i trzeci Kaukazu. Szchara ok 5200 m npm. Około 8 rano temperatura z 8 stopni i idealna widoczność. A'propos temperatury w nocy były podobno 2-3 stopnie.
Po śniadaniu ruszamy w kierunku lodowca odległego podobno o półtora kilometra drogi. No niestety, po dojechaniu do "parkingu" i po prawie półtoragodzinnym marszu w kierunku lodowca, poddajemy się. Za duża odległość była jeszcze przed nami, a aby zjechać z Ushguli do Lentekhi mamy ok 80 km jazdy przez góry.
Trasa Ushguli -Lentekhi jest mniej wymagająca niż dojazd do Ushguli z Mestii. Nie ma już tak wielu wąskich wyciętych w zboczu półek z drogą i raczej cała trasa przebiega w dół, oczywiście droga jest pełna wykrotów i kamieni. Ale jedzie się nią dość dziarsko. Widoki oczywiście zapierające dech w piersiach. Od mniej więcej osady Mele (jedyna osada po drodze) zaczyna się bardziej wymagająca droga. Ponownie jest to półka wycięta w zboczu z jednym skrajem drogi ostro opadającym do rzeki czasami paręset metrów poniżej. Bardzo fajny odcinek drogi. Chyba najciekawszy z pętli Mestia-Ushguli-Lentekhi. Po drodze przejeżdżamy przez niezliczoną ilość strumyków, strumieni i małych rzeczek. Późnym popołudniem dojeżdżamy do Lentekhi. Wioska tak smutna, że aż mi żal jej mieszkańców. Po prostu postkomunistyczny zaniedbany spadek z mieszkańcami którzy prawdopodobnie także olewają to miejsce przez Boga i ludzi zapomniane. Więcej nie będę się o niej rozpisywał.
Na wieczór po 70 kilometrowym szybkim asfaltowym rajdzie dojeżdżamy do Tskaltubo. Rozbijamy się na posesji u Leny, jakieś 500 metrów od Jaskini Prometeusza.…



Ciąg dalszy w czwartej części opowieści