slajdshow_01 slajdshow_02 slajdshow_03 slajdshow_04 slajdshow_05 slajdshow_06 slajdshow_07

Albania 2015 okiem 'Prezesa' cz. 1

2015 albania cz1Dlaczego Albania ?
A dlaczego nie ?! ;-)
Trasa jaką wytyczyłem, wiodła najszybszą drogą do Albanii. Czyli :Szczecin-Berlin-Rosenheim -Graz-Maribor-Zagrzeb-Dubrovnik-Budva-Szkodra.
Co dało około 2000 km dojazdówki.
Trasa do Rosenheimu, a właściwie do Pien am Chiemsee przebiegła w iście niemiecki porządku (jak to na Niemcy przystało). Niemieckie autostrady są przewidywalne, czyli szybkie, bezpieczne i wiodą prosto do celu. Jedynie co nam doskwierało po drodze, to wysoka temperatura. Dodam, że wystartowaliśmy 7 lipca, czyli na początku fali afrykańskich upałów które nawiedziły Europę. ...a niestety mój Patrol Y60 nie jest wyposażony w klimatyzację. O czym w następnych parunastu dniach codziennie sobie przypominałem ;-)
Tak więc po pierwszego dnia wieczorem otworzyłem swój namiot dachowy na sterylnym kempingu nad jeziorem Chiemsee. Obok nas stały campery z całej Europy. Normalnie wieża Babel.
Niestety, Alpy przywitały nas potężną burzą oraz ulewą. Po szybkim śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę. Po wjeździe na austriackie autostrady nie mogliśmy oderwać oczu od kunsztu budowniczych tych dróg. Szczególną uwagę zwróciliśmy na wspaniałe tunele (najdłuższy to około 10 km). Na prawdę robią wrażenie.
Około południa spotykamy się na objeździe Słoweńskiej autostrady z Waldemarem w towarzystwie Katarzyny. I tak wg wskazówek z internetu w celu zaoszczędzenia 15 euro popędziliśmy drogami lokalnymi w kierunku Zagrzebia. Objazd ten zajął nam około 1,5 godziny.
Po wjeździe na chorwacką autostradę pomknęliśmy z oszałamiającą prędkością 110 km na południe. W kierunku wybrzeża. Miejscówką na nocleg okazało się miasteczko Senj. Dokładnie parę kilometrów za Senj piękną nadmorską drogą - Camp Ujca to miejsce się nazywa. Niestey, kolejna noc też nam dała porządnie w kość. Bora tak potężnie wiała, że o mało co nie zdmuchnęła nam naszej "zielonej budki" z dachu Patrola. Do rana nie zmrużyliśmy oczu.
Bardzo wczesnym rankiem po uiszczeniu 27 euro za nocleg, wystartowaliśmy dalej. Po drodze na autostradowym parkingu szybkie śniadanie w towarzystwie paru innych aut z polskimi rejestracjami.
Wiejąca dzień wcześniej Bora przywiała jakiś chłodny front i śniadanie musieliśmy spożywać w ciepłych polarach i rozgrzewając się gorącą herbatą.
Niestety, ten "urlop od upału" potrwał do południa i tak jak się nagle pojawił, tak się nagle skończył.
Termometr w Nissanie zaczął znów pokazywać 34-37 na zewnątrz i około 38 wewnątrz. Chorwacka autostrada też robi wrażenie. Co chwila tunel lub most na bardzo wysokich podporach. Kawał inżynierii budowlanej.
We wczesnych godzinach popołudniowych zjechaliśmy z tej arterii i podążyliśmy w kierunku Dubrovnika. Niestety, ostatnie 100 km Chorwacji jedzie się już normalną nadmorską drogą, na której średnia wychodzi około 40 km/h. Przed Dubrovnikiem wyjazd z Chorwacji i wjazd do Bośni i Hercegowiny (zielona karta !!!), po czym wyjazd z Bośni i wjazd ponowny do Chorwacji. Po minięciu Dubrovnika opuszczamy niegościnną Chorwację na dobre i wjeżdżamy do Montenegro (podoba mi się ta nazwa) czyli jesteśmy w Czarnogórze.
Cały czas podążamy nadmorską drogą ze średnią prędkością 40-50 km/h. Wczesnym wieczorem docieramy do Zatoki Kotorskiej. Warto wydać 5 euro i przepłynąć zatokę promem. Jeżeli przykutwisz, czeka Cię dodatkowe dwie – trzy godziny jazdy dookoła zatoki w ślimaczym tempie. Pod koniec dnia docieramy do Budvy gdzie na kempingu Crvena Glavica czeka na nas kolejny uczestnik naszej wycieczki. Mikołaj wraz z Danusią oraz półtoraroczną Natalką.
Kemping Crvena Glavica to miejsce gdzie czas się zatrzymał w latach 80. Generalnie żadnych wygód ale klimat panuje tam specyficzny. Wręcz fantastyczny. Cena za nocleg około 6 euro. Na tym kempingu spotykają się również ekipy offroadowe z Polski i Europy.
Po wczesnoporannym śniadaniu i zimnym prysznicu wystartowaliśmy koło południa w kierunku Albanii. Granica czarnogórsko-albańska przywitała nas żebrzącymi cyganami, pysznymi arbuzami oraz trzygodzinnym oczekiwaniem na przejazd przez "bramkę".
I wreszcie około godziny 16 dotarliśmy na miejsce zbiórki z pozostałymi uczestnikami wyjazdu. Czekali na nas Rysiek z Kamilem z Katowic oraz Sylwek z żoną Moniką i córką Lenką z Bielska Podlaskiego. Dotarlismy do kempingu "Lake Shkodra". Kemping ten to miejsce na europejskim poziomie. Terenówki, motocykle enduro i kampery z całej Europu. Z Polski oczywiście też.
Tak po czterech dniach podróży, zaczęła się nasza "albańska przygoda"…

cdn.

 

dscf1513.jpgdscf1526.jpgdscf1528.jpgdscf1545.jpgdscf1547.jpgdscf1554.jpgdscf1559.jpgdscf1563.jpgdscf1565.jpgdscf1567.jpgdscf1568.jpgdscf1571.jpgdscf1573.jpgdscf1576.jpgdscf1578.jpgdscf1580.jpgdscf1588.jpgdscf1594.jpgdscf1595.jpg