slajdshow_01 slajdshow_02 slajdshow_03 slajdshow_04 slajdshow_05 slajdshow_06 slajdshow_07

XXI Pomerania - wiosna 2006

W doskonałym nastroju wyjechaliśmy ze Szczecina. Po przejechaniu ok. 100km, gdzieś przed Węgorzynem, coś za mocno zaczęło rzucać naszym UAZem, nawet jak na stan polskich dróg. Nasze miny szybko zrzedły, gdy okazało się, że odkręciło się nam tylne koło powodując wielkie straty. Aby je zdjąć musiałem odkręcić całe koło razem z piastą i użyć młotka i przecinaka, aby je od niej oddzielić. Niestety na szpilkach nadal były nakrętki, które jednak już nie przypominały nakrętek i nie było możliwości ich odkręcenia, bo szpilki kręciły się wokół własnej osi. Po wielu próbach usiadłem na asfalcie po środku jakiegoś lasu i wypowiedziałem słowa „…skończyły mi się koncepcje na rozwiązanie naszego problemu”. Obok mnie leżała wyjęta półośka, koło oraz piasta razem z bębnem, która już się tylko nadawała na złom, a w feldze nie było już otworów tylko wielkie elipsy. Hmmm, czyżbyśmy skończyli nasz rajd zanim się jeszcze stawiliśmy na starcie? Z pomocą przyszedł nam Bartman, który odważył się odebrać telefon po 24. Jego odpowiedz była prosta „no dobra, co mam ci przywieść…” Po godzinie 1.00 przyjechał do nas z połówką mostu, która stała w moim garażu.

Image

Po 30 minutach jedziemy dalej! Do bazy dotarliśmy po 4 rano, natychmiast wtuliliśmy się w ciepłe śpiworki, by 2 godziny później otworzyć zaspane oczy… Baza otoczona była poranną mgiełką i „morzem” Landroverów. Wokół unosił się zapach przygody – nasz ulubiony!

Image

A wszystko to działo się w dniach 28 – 30 kwietnia 2006, kiedy to odbywała się już XXI edycja „Pomeranii”, czyli Pomorskich Wędrówek na Orientację organizowana przez Land Rover Club PL. Na starcie w Starym Resku do zmagań terenowych stawiły się 73 załogi, startujące w dwóch klasach: adventure i turystycznej. Niektórzy, by dotrzeć na start musieli pokonać wiele kilometrów, szczególnie załogi z Dani, Niemiec czy Anglii. Stanowiliśmy jedną z dziewięciu załóg reprezentujących biało-czerwone barwy. Nasz skład to: świątynia opanowania, głos rozsądku, mechanik Mc Gaywer - kierowca Benes; „co my nie damy rady?”, nie do zajechania, roadbook reeder - pilot I Ela oraz w pełni świadomy i gotowy na wszystko, mistrz winchowania - pilot II Yerzu.

Image

Dzień pierwszy.

O godzinie 6.50 odbieramy instrukcje, 4 szt. roadbooków i nr startowy 63. O 7.00 startujemy. Trasa zaczyna się skrętem w prawo, po wyjeździe z bazy. My skręcamy w lewo, prosto do wulkanizatora by przełożyć oponę, bo na zapasie nie było MTka. Z prawie 2 godzinnym opóźnieniu znowu pojawiamy się na pierwszej kartce w road booku. Widząc mały korek na 1 OSie podejmujemy decyzję o ominięciu go, by w ten sposób nadgonić choć trochę straconego u wulkanizatora czasu. Dojechaliśmy do pierwszego zadania punktowanego. Należy przeprawić się na wyspę i podążać na piechotę za znakami i spisywać PK z drzew i innych obiektów, następnie znowu się przeprawić na stały ląd i wrócić na miejsce startu. Niestety nie wiedzieliśmy, że po wyspie należy się poruszać z pontonem, bo przeprawa z powrotem na stały ląd była w innym miejscu niż start i musieliśmy się wrócić po ponton. Zadanie idzie nam jednak bardzo sprawnie i po chwili już skreślamy kolejne kratki roadbooka. Na drugim OSie jesteśmy już w czołówce. Jest bardzo trudny technicznie.

Image

Zaczyna się stromego zjazdu na dno dolinki, w której płynie sobie leniwa rzeczka, następnie stromy podjazd, bardzo niebezpieczny trawers, (na którym jeden z LRów zalicza „boka”), później zjazd na dół lekkim slalomem między drzewami, znowu rzeczka, bardzo stromy podjazd i pionowy zjazd. Nie odważam się zjeżdżać nim przodem, tylko spuszczamy się tyłem na wyciągarce, potem po raz trzeci pokonujemy tą samą rzeczkę i po raz 3 bez użycia wyciągarki byłoby cholernie ciężko.

Image

Image

Później już tylko przejazd po torfowisku mały rów, który okazał się nie taki mały i niewinny i koniec OSa. W czasie drugiego pojazdu-winczowania się zaliczamy mały pożar w instalacji elektrycznej. Kable dochodzące do amperomierza rozgrzały się tak, że końcówki się rozlutowały. Przez moment nie było ładowania a na dodatek zgasł mam silnik.

Image

Akumulator był już mocno rozładowany i ledwo kręcił rozrusznikiem. Po jakiejś przerwie „wisząc” na stromej górce silnik jakimś cudem odpala i po szybkiej naprawie pniemy się do góry. Po ukończeniu Osa zajeżdżamy do sędziego po nasze zasłużone punkty i ruszamy dalej. Uczestnicząc w Pomeranii nie zdobywa się tylko punktów uzyskanymi dzięki Osom i zadaniom sprawnościowym, trzeba ponadto obserwować pobocza, w celu zbieraniu PK (punktów kontrolnych), które także są punktowane. Podczas kolejnego podjazdu pod górę klinuje nam się skrzynia biegów na „czwórce”. Na wyciągarce i z wciśniętym sprzęgłem spuszczamy się na dół. Nie jesteśmy sami, przed nami 2 załogi w LR walczą z pogiętym drążkiem kierowniczym. Wyciągamy narzędzia, spuszczamy olej do butelki po pepsi, zdejmujemy pokrywę od skrzyni biegów i moja diagnoza jest trafna, czwarty bieg klinowały kamienie przesuwki. Po chwili zastanowienia decyduje się je usunąć, nigdy nie słyszałem o takim patencie, ale to było jedyne wtedy rozwiązanie.

Image

Image

Składamy wszystko do kupy, Yerzu pakuje narzędzia a ja konstruuje mechanizm zabezpieczający wyskakiwanie biegów za pomocą gum mocujących bagaże. Zdało egzamin, skrzynia działa i biegi nie wyskakują, jedziemy dalej!!! Na miejsce kolejnego zadania specjalnego, docieramy już za późno. Omija nas „przyjemność” wspinaczki z kołem zapasowym na wielką piaskową górę oraz potaplanie się w bagnie… i omijają nas tym samym dodatkowe punkty. Szkoda… ruszamy dalej. Mija druga bezsenna noc….

Dzień drugi.

Jeszcze w ciemnościach dojeżdżamy do przeszkody wodnej w małej dolince o stromych zboczach. Ela ubiera wodery i sprawdza głębokość oraz twardość dna.

Image

Początek jest niewinny, ledwie do kolan, Ela już woła mnie abym jechał, lecz ja nalegam sprawdzaj dalej. Robi się głębiej, głębiej i teraz woda sięga powyżej pasa a prąd jest tak silny, że Ela ledwo stoi na własnych nogach. Rezygnujemy i szukamy objazdu, na szczęście ok. 300m dalej jest mostek. Ale niestety już wjechaliśmy do tej „przeklętej” dolinki i nikt z nas nie spodziewał się, że spędzimy tam 4 godziny, aby wyjechać dalej na trasę. Było wąsko, duże przechyły, dużo błota, drzew i 3 razy „ścięta” śrubka trzymająca koniec liny w wyciągarce. Drugi zwój liny nawinięty na bęben opierał się o zaczep końca liny oraz śrubkę mocującą koniec liny do bębna i powodował ścinanie jej.

Image

Po drugiej stronie rzeczki stały jakieś terenówki i ludzie spali w namiotach…, ale chyba się nie wyspali przez nas. Następnego dnia dowiadujemy się, że była to załoga, która próbując pokonać ten bród zalała samochód do wysokości kierownicy. Po pokonaniu tej pieprzonej dolinki sprawnie przebijamy się przez torfowisko i mijamy obozowisko LRów z Danii. Okazuje się, że jesteśmy załogą nr 1 na trasie. Mijając ich oddajemy im trap, który zgubili na trasie. Roadbook nakazuje nam wjechać na stare nieczynne tory kolejowe, nic nowego na pomerce. Między podkładami nie było żadnego tłucznia i nasze 31`` oponki były trochę za małe, co powodowało, że bardzo powoli się poruszaliśmy a i tak obijał się most. Dojeżdżamy do mostu kolejowego gdzie są zadania dodatkowe. Zadanie pierwsze: tor przeszkód na rzece. Należy poruszać się po wyznaczonej trasie płynąc i przenosząc canoe, wszystko na czas. Startuję razem z Yerzem, daleko nie odpływamy, bo zaliczamy „dacha”. Nasza wywrotkę pięknie nakręcił operator TVP3. Yerzu nie czuje się jak ryba w wodzie i najadł się stracha popijając dużą ilość wody z rzeki.

Image

Ale ta kąpiel spowodowała, poczułem się bardzo rześki po dwóch nie przespanych nocach a sędzia pozwala nam wystartować jeszcze raz. No to próbujemy jeszcze raz, tym razem z Elą i udaje się. Zadanie drugie to wejście na most za pomocą własnego sprzętu. Rozstawiam zabawki i po chwili cała załoga znajduje się na górze mostu za pomocą basic`a i tbloka. Trudniejsze zadania są zawsze asekurowane przez sędziów za pomocą sprzętu pływającego lub też alpinistycznego.

Następne zadanie to „paramedyk”, trzeba unieruchomić złamane przedramię. Później tylko zostaje drabinka linowa i przejście na podwójnej linie rozłożonej jedna pod drugą, która jest tak luźna, że i tak będzie się mokrym po przejściu tej przeszkody. My po drugiej nie przespanej dobie darujemy sobie i ruszamy w dalszą drogę.

Daleko jednak nie ujechaliśmy, bo w skutek nie zauważenia wąskiego zarośniętego głębokiego rowu prawie wpadamy do niego. Lewe przednie koło wisi nad rowem a tylne unosi się jakieś 20 cm nad ziemią. Rezygnuje z przeciągania się do przodu, bo samochód i tak się ledwo utrzymuje i tak naprawdę to można by go jednym ruchem wrzucić do tego rowu. Z pomocą przychodzi nam polska załoga RR, która używając wyciągarki wyciągnęła nas do tyłu. Na szczęście obyło się bez strat, ale było groźnie.

Image

Następne zadanie to transport całej załogi, koła zapasowego i jak największej ilości worów z ziemią (za każdy worek są dodatkowe punkty) na drugą stronę jeziora i powrót z nimi na start, wszystko na czas. Pompujemy ponton, odkręcamy koło i płyniemy. Po powrocie na stały ląd przez chwilę obserwujemy jak duńska załoga płynie na tratwie szybko zmontowanej z trapów dętek, jak na prawdziwej wyprawie!

Image

Czasem dojazdy do OSów są długie, ale już organizator zadbał o to, aby się na nich nie nudzić. Zdarzają się bardzo trudne odcinki dojazdów, gdzie nasza winda pokazuje co potrafi mimo, że wyprodukowały ją małe żółte rączki.

Image

Image

Dojeżdżamy do 3 OSa, ale tu tylko obserwujemy jak dzielna polska załoga w LR Defenderze 90 pokonuje bardzo strome podjazdy, trawersy i pionowe zjazdy oraz odcinek specjalny w rzeczce z dużymi kamieniami. Na OSach zawsze znajduje się samochód, który może, w razie czego, pomóc wyjść z opresji. Tym razem odpuszczamy, za słaby silniczek mamy w naszym aucie i brak klatki bezpieczeństwa a bezpieczeństwo jest najważniejsze. Jedziemy dalej połykając kolejne kilometry. Dojeżdżając do kratki 359 w drugim roadbooku Ela mówi, że w kratce jest narysowany :). Domyślamy się, że czeka na nas jakaś niespodzianka. No i trafiamy na przejazd przez rzeczkę, co może wydawało by się prostą sprawą… ale rzeczka ma 1,5 metrowe ściany które są pozostałością jakiegoś młyna. Wyjmujemy trapy, liny taśmy, zbieramy bale drewna i budujemy mostek. Później chwilka grozy i jedziemy dalej.

Image

Na dojeździe do kolejnego OSa pomagamy polskiemu „temowi” wycofać się z trasy. Po awarii wyciągarki rezygnują z dalszego uczestnictwa w imprezie. Na OSie od sędziego niewiele się dowiadujemy, jest jakaś tajemniczy. Znajdowały się tam 3 próby. Dwie z nich były bardzo trudne, co było widać, mimo zapadających ciemności. Światła samochodów, gdzieś wysoko na stromej skarpie wyglądały jak latające świetliki. Oznaczało to dużo stromych podjazdów, trawersów oraz slalomów między drzewami i pewnie nie jedną niespodziankę. Wybieramy 3 próbę, która nam się wydaje łatwiejsza. Poruszając się tym odcinkiem specjalnym jedziemy w rzeczce, od czasu do czasu wyjeżdżając na prawy lub lewy brzeg spisując PK do specjalnej karty. Odcinek specjalny kończy się bardzo stromym wyjazdem, że ledwo się tam wchodzi na własnych nogach. Pokonujemy go ciągnąc się na windzie, ze cztery razy przepinając się. I po raz kolejny mamy problemy ze śrubką trzymającą koniec liny wyciągarki…

Image

Image

Minęła trzecia doba bez snu…

Dzień trzeci.

Zaczyna świtać… dojeżdżamy do jakiejś miejscowości i prawie zasypiam za kierownicą. Nie jestem w stanie dalej jechać ani tym bardziej racjonalnie myśleć i decydujemy się na 2-3 godziny snu. Po zasłużonym mini wypoczynku ruszamy dalej w drogę. Trasy do przejechania zostało jeszcze wiele, ale zbliża się czas zdania karty. …. Pokonujemy ostatnią przeszkodę wodną, ostatnie zadanie dodatkowe polegające na znalezieniu ukrytych PK i wjeżdżamy na czarny asfalt. Aby oddać karty punktualnie o godzinie 8.00, do bazy pędzimy z prędkością prawie 100 km/h na liczniku. Zdajemy kartę, w końcu jemy coś ciepłego i jakoś nie chce się nam spać. Postanawiamy uporządkować co nieco auto. Ciekawe, co sobie myśleli uczestnicy rajdu jak wkładaliśmy do UAZa zostawioną przed startem w bazie połówkę mostu :). Po godzinie 12 odbyło się uroczyste ogłoszenie wyników, wręczenie pamiątkowych dyplomów i tabliczek dla 1, 2 i 3 miejsca. Pierwsze miejsce w klasie adventure zajęła polska załoga w LR 90. W klasie turystycznej natomiast duńska załoga w LR 130, która pokazała jak się jeździ długim samochodem w terenie porośniętym drzewami. Nam, mimo dręczących nas jak nigdy usterek, udało się zająć 9 miejsce a marka UAZ 469b dumnie wyglądała na 9 pozycji wśród prawie samych Land Rowerów. Podsumowując.W „XXI Pomorskich Wędrówkach na Orientacje” startowały 73 załogi w dwóch klasach adventure i turystyk w tym 9 polskich załóg. Trasa liczyła jakieś 400 km i powiodła nas malowniczymi terenami Pojezierza Drawskiego. Podczas 49 godzin jazdy zmagaliśmy się z terenem i zadaniami o różnym stopniu trudności. Strome zjazdy, podjazdy, trawersy, wąwozy, bagna, torfowiska czy przeprawy wodne skutecznie weryfikowały umiejętności kierowców oraz nasze wydawałoby się niezniszczalne maszyny. Szczególnie ciężkie jak zwykle okazały się odcinki specjalne – pilnie obserwowane i punktowane przez sędziów oceniających technikę jazdy, bezpieczeństwo czy sprawność działania załogi. Nie obyło się bez wgnieceń karoserii, przewróceniu na bok Land Rovera Defendera, awarii wyciągarek i innych problemów technicznych. Nasza załoga zmagała się z pożarem instalacji od wyciągarki, sklinowaną na czwórce skrzynią biegów i jakieś 4 razy urwaną śrubką trzymającą linę od wyciągarki na bębnie. Musieliśmy zachować stałą czułość nie tylko ze względu na przeszkody terenowe, ale i na punkty kontrolne, których odnalezienie i spisanie zapewniało dodatkowe punkty. Na trasie nie zabrakło również zadań sprawnościowych zmuszających załogi do walki z własną słabością i narastającym zmęczeniem. Przeprawy pontonowe, kąpiel Yerza i Rafała w lodowatej rzece po „zaliczeniu dacha” w canoe, wspinaczki na linie… zapewne na długo zapadną w naszej pamięci. Pomerania jest jedyną imprezą w Polsce, na której offroad nie jest jedynym elementem zabawy, drugim elementem jest przygoda i trzeba uwielbiać obydwa, aby pokochać Pomeranię.

Image

Autorzy: Rafał Benedyczak (Benes) i Ela Ziemba, Fot. Ela Ziemba