
Rajd MT RALLY 2011 jest ciekawą imprezą na którą zjeżdżają się motocykle, quady, samochody terenowe oraz ciężarówki. Rangę imprezy podnosi to że na starcie można zauważyć także liczne załogi z poza Polski. Rajd składa się z czterech odcinków w tym jeden odcinek nocny. Impreza zorganizowana jest w stylu cross country ale bez wymogu niezbędnych licencji wymaganych w rajdach jak Baja organizowanych przez PZMOT.
Dla dokładnego zapoznania każda załoga otrzymuje road booki dzień przed startem odcinka. Pilot ma czas na zapoznanie się z trasą i naniesienie własnych informacji. Na trasie znajdują się punkty kontrolne, a w wielu miejscach rozstawione samochody terenowe z zespołem medycznym. W różnych miejscach znajdują sie także pojazdy pomocy technicznej oraz punkty pomiaru czasu.
Wszystkie etapy odbyły się na Poligonie Drawskim który zajmuje ponad 36 tysięcy hektarów i jest największym poligonem w Europie. Jest to chyba najlepszy teren w Polsce który jest bardzo zróżnicowany i nadający się znakomicie do tego typu rajdów.

O samochodzie zwanym "Zlepek" można by napisać dużo. Odkąd znam Sławka to zawsze miał hopla jeżeli chodzi o prędkość i jazdę w terenie. Prawdą jest że w tym sporcie nie można samemu wyważać drzwi i budować własnych konstrukcji. Chyba że ma się silną wolę i jeszcze więcej pieniędzy do prowadzenia testów, niezbędnych zbrojeń. Silna wola jest potrzebna kiedy po raz kolejny raz z powodu awarii samochód zostaje gdzieś na trasie. Oglądając sobie różne samochody, czasem nawet przeróżne konstrukcje które stawiły się na starcie "Zlepek" wyglądał dość imponująco wyróżniając się mocno z tłumu. W Polsce nie ma dużo samochodów spełniający klasę T1. Nie ma się co dziwić ta dziedzina sportu wymaga nie lada inwestycji o której przeciętny offroadowiec nie zdaje sobie sprawy. Samochód jest zbudowany z lekkich plastykowych elementów z szybami z poliwęglanu. Tylnia klapa to zbędny balast a zawieszenie to istne cudo. Wahacze które można podnieść dwoma palcami czy też ultra lekkie zaciski hamulcowe. Całość napędzane jest silnikiem diesla BMW z dwoma turbinami o mocy 280KM i 700Nm. Sekwencyjna 6 biegowa skrzynia biegów z niesamowitą konstrukcją sprzęgła. Biegi można zmieniać bez wciskania sprzęgła a trwa to ułamek sekundy. Specjalny wyświetlacz informuje kierowcę na jakim biegu teraz jedzie.
Sławek na jeden odcinek pozwolił mi zająć miejsce w fotelu pilota. Jeszcze przed startem oglądnąłem sobie road book który w zasadzie nie różni się od road booka z rajdów przeprawowych jakie znam. Dodatkowo na rajdzie "MT rally" jest parę kratek w których trzeba się wykazać umiejętnością nawigacji GPS. Za pomocą wyznaczonych azymutów i podanej odległości trzeba dojechać do miejsca gdzie prowadzi dalej road book. Marcin, pilot Sławka wyjaśnił mi wszystko o co chodzi w nawigacji ponieważ pierwszy raz się spotkałem z czymś takim. Następnie dopasowaliśmy czteropunktowe pasy, kask, oraz jak się wydostać z tego ciasnego pomieszczenia

Przed 9.30 wyruszamy na start oddalony tuż nieopodal bazy rajdu, po prostu padła komenda "Benes jedziemy". Zająłem miejsce przypinając się pasami. Na dojeździe do startu zaliczamy pierwsze dziury, pierwsze wrażenia. Samochód cały wibruje i jest dość głośno. Kasuje metromierz specjalnym przyciskiem zamontowanym w podłodze pod prawą stopą pilota. Testuje także kasowanie metromierza przyciskiem przyciskając go palcem ponieważ przycisk w podłodze podobno potrafi się zawiesić. Ledwo trafiam w przycisk kasowania sięgając do metromierza kiedy samochód się trzęsie na wertepach. Człowiek siedzi przypięty pasami do kubełkowego fotela w którym można tylko poruszyć rękoma. Obrócenie głowy w którąś stronę jest także skutecznie ograniczone przez fotel. Łączność z pilotem/kierowcą odbywa się z pomocą interkomu zamocowanego w kasku.

Stajemy na starcie... sędzia stoi z dużą flagą, na samochodzie sędziego stoi duży zegar. Zaczyna się odliczanie, Sławek podnosi obroty w silniku 3, 2, 1, start... wciskanie w fotel, próbowanie utrzymanie głowy która lata na prawo i lewo... z trudem trzymam road book oraz długopis. Pilnuje się aby przez przypadek nie uruchomić specjalnych włączników które uruchamiają wycieraczki i spryskiwać przedniej szyby. Włączniki są zamontowane tuż przy moim fotelu i łatwo je przez przypadek uruchomić. Zanim dojechaliśmy na start przez przypadek uruchomiłem je chyba ze dwa razy. Mimo tych wszystkich dla mnie nowych doznań trzeba jeszcze informować kierowcę gdzie ma jechać. Informować go przed zakrętami, podawać mu odległość do zakrętu oraz przedstawić mu sytuację na krzyżówce wyczytaną z road booka.

Przez pierwsze kratki dosłownie nie wiem co się dzieje, ledwo ogarniam wszystko. Spodziewałem się że będzie bardzo szybko ale nie wiedziałem że będzie aż tak dynamicznie. Nie wiem co się dzieje poza samochodem. Drzewa migają jak by one nam uciekały z drogi. Mój wzrok kieruje tylko w RB i w metromierz, kasowanie i czytanie następnej kratki. Niby rzecz prosta ale tu tak szybko metry lecą ze naprawdę trudno nadążyć. Jedynka, dwójka, trójka, czwórka... zmiana biegów z prędkością dźwięku. 100m mija niczym 1 metr. Skupić się, ogarnąć się, dostosować się, nie popełnić pomyłki... Tu nie ma czasu na pomyłkę, nie ma czasu na zatrzymanie się na krzyżówce aby jej się przyglądnąć. W zakręt wchodzi się na pełnych obrotach (Sławek używa innego sformułowania


Na pierwszy mój błąd nie trzeba było czekać skręcamy nie tam gdzie trzeba. Coś się zaczyna nie zgadzać... mówię nie ta droga. Sławek, jak z automatu zakręca i wraca na drogę... za wcześnie skręciliśmy. Dojeżdżamy do pierwszej kratki na której trzeba wyznaczyć azymut. Wyciągam małego GPSa... jego mały wyświetlacz lekko mnie przeraża. Przy nas staje załoga z numerem startowym 104 - Oleszczak Paweł i Chełmicki Maciej. Staram się robić wszystko w pośpiechu... Sławek się niecierpliwi, jego palce nerwowo stukają o kierownicę. Wprowadzam azymut oraz odległość do następnego miejsca gdzie dalej jedzie się po kratkach w RB. Każdą cyfrę trzeba wprowadzić osobno wybierając ją za pomocą kursora, zajmuje to za dużo czasu. Mimo że software Garmina jest mi znany nie można tego zrobić szybciej, załoga Oleszczaka rusza... a my za nimi. Próbuję patrzeć na wyświetlacz GPSa ale ledwo trzymam go tak że mogę cokolwiek zobaczyć. Liczne "jumpy" nie ułatwiają mi sprawy. Trzymam go w ręku, świecące słońce powoduje refleksy na ekranie GPSa. Przykładam go bliżej oczu... na jednym z wybojów antenkę prawie wkładam sobie w oko. Kładę go na kolano dociskając ręką... mało co widzę. Nie jedziemy powoli a droga ma wiele do życzenia. Do równej drogi jej wiele, wiele brakuje to wszystko nie ułatwia nawigacji ale w końcu to rajd terenowy. W końcu z wielkim trudem zauważam komunikat "przybywasz do celu". Wkładam GPSa między nogi trzymając go mocno udami aby nie uległ przyciąganiu ziemskiemu i nie wylądował na podłodze samochodu. Wyciągam RB i znowu kasuje kolejne metry i skreślam kolejne kratki. Minusem całej operacji jest to że zawodnik startujący po nas, wyprzedził nas... mam lekkiego kaca moralnego. Są lepiej wyposażeni i sprawniej im idzie wklepywanie danych, Dwa GPSy o trzy razy większym wyświetlaczu są zamocowane na desce rozdzielczej co powoduje że mapa jest bardziej czytelna.

Ten odcinek liczył 160 km i w różnych miejscach nie oznaczonych w RB stali sędziowie do których się podjeżdżało, do jedynego małego okienka w drzwiach pilota przykładało się kartę drogą na której sędzia stawiał swoją pieczęć. Po całej operacji znów za nami się kurzyło a my szybko znikaliśmy za kolejnym zakrętem. Trwało to naprawdę ułamek sekundy... czas... czas... to nie rajd przeprawowy tu myśli się inaczej, a czasu na myślenie jest nie wiele. Trzeba być naprawdę dobry, mieć właśnie to coś aby nadążyć za tempem. Tu nie ma czasu na błędy i trzeba robić wszystko z automatu... kasowanie, następna kratka, informacja dla kierowcy, odliczanie metrów, druga informacja o zakręcie, kasowanie licznika, następna kratka itd. Mówiąc o odległości do następnego skrzyżowania już mówię o 100m mniej niż pokazuje road book. Kiedy jestem w połowie informacji już na metromierzu jest 100m mniej. Jak to powiedział Sławek pilot musi być szybki i to piloci go zwalniają, po prostu pilot ma przerąbane... zresztą na każdym typie rajdu ma przerąbane, więc miałem przerąbane, ale byłem zadowolony, szczęśliwy że siedzę w tym fotelu. Do dziś pamiętam jak jechaliśmy po jednym z zaoranych pól przeciwpożarowych ramię w ramie z Olędzkim. Pas o szerokości ok 40m na końcu którego stali sędziowie którzy widząc dwa pędzące na nich samochody machali rękoma aby zwolnić bo tu jest punkt kontrolny i stawiają tu pieczątki. Piękna chwila dla fotoreportera.
Kasując metry w metromierzu zeruje się je od kratki do kratki. Co jakiś czas trzeba zerować mały licznik który zlicza wszystkie metry pododcinków. Można to robić drugim przyciskiem pod lewą nogą pilota albo przez dłuższe przytrzymanie przycisku na metromierzu co nie jest proste. Na jednym z kolejnych azymutów trzymając RB, długopis oraz GPSa próbując nawigować wylatuje mi długopis z ręki. Spada na podłogę... Z automatu wyciągam rękę aby go sięgnąć próbują się schylić, normalny odruch ale pasy mocno trzymają. Dosięgłem tylko swoich kolan... dalej bez odpinania pasów jest to oczywiście niemożliwe. Na odpinanie pasów się nie odważyłem, bałem się że już je ich nie zapnę. Kratki lecą z prędkością dźwięku, a ja nie mam jak ich skreślać, łatwo o pomyłkę. W pewnym momencie ją popełniam... czas leci metry lecą... próbuję się ogarnąć. Kasuje metry, szukam jakiś punktów charakterystycznych w kolejnych kratkach... Sławek przykleił się do Oleszczaka, a ja powtarzam nie zgub go bo nie wiem gdzie jestem. Sławek niemal cały czas siedzi mu na ogonie. Przewracam kolejne kratki szukając charakterystycznych skrzyżowań aby się połapać. Nie jest to łatwe bo tu nie ma czasu aby się zatrzymać i przyglądnąć się skrzyżowaniu... czas, prędkość, wyboje, metry, czas... Normalnie wraca się na miejsce którego się jest pewnym i jeszcze raz liczy metry. My jednak wykorzystaliśmy to że przykleiliśmy się do załogi przed nami. Po półtorej kartki w końcu się łapię i wiem gdzie jestem, mogę nawigować. Teraz paznokciem wygniatam "rysę" jak bym skreślał kolejną kratkę. Na każdej kartce którą już przejechaliśmy zaginam narożnik. Żałuję że nie wziąłem sobie swojego długopisu na smyczy.
Taki rajd jest czymś niesamowitym. Kiedyś myślałem że jeździłem szybko na rajdach... wydawało mi się że to było szybko. Moje wyobrażenie o szybkiej jeździe na rajdzie zmieniło się bardzo mocno i bardzo, bardzo szybko...
Odczucie szybkiej jazdy terenowej zmieniło mi się tuż za startem... jeszcze przed drugą kratką w road booku.
Na koniec każdego odcinka kiedy kierowca i zazwyczaj pilot się relaksuje do akcji wkracza mechanik który przegląda chyba wszystko.



Dziękuję Sławkowi za propozycje chwilowego zajęcia miejsca pilota oraz jego pilotowi, Marcinowi za wskazówki.

Dzięki IRAS za zgodę na użycie zdjęć. Więcej ujęć można zobaczyć:
https://picasaweb.google.com/1173477768 ... RALLY2011#