Dalej przy drodze z Transalpiny do Transfagaraskiej jest jeszcze atrakcja turystyczna pod nazwą "Żywe kamienie".
Nie wiem dlaczego "żywe" ale można zajechać - mała żwirownia w której z piachu "wypadają" buły kamienne.
Darmo, można wjechać i zaparkować. Łazi gość po prośbie, wygląda jak pracownik i opowiada (w swoim języku) o kamieniach


Lecim dalej na Transfagaraską. Dopadła nas pogoda offroadowa - pada deszcz, buro, ponuro i ciepło
Dojeżdżamy do Cetatea Poienari, czyli prawdziwego zamku Drakuli. No ale leje że widać na 10m, do zamku jest dość daleko pod górę jak na taką pogodę, wszystkie parkingi zajęte, jedziemy dalej.
Szybka decyzja - jedziemy drogą po lewej stronie jeziora, szuter, widokowa, koledzy naraili nam opuszczony hotel (nie żeby zaraz w nim spać

).
Droga odpowiednia dla 35" - deszcz, dziury, strumienie, ze zboczy lecą kamienie, jadę może z 5km/h...

Taka breja leci z gór

Po małych kilku km Ela stawia veto (pierwszy raz na tej wycieczce) i zawracamy na asfalt
Na szczęście deszcz już tylko ledwo kropi, powoli zaczyna być coś widać.
Transfagaraska jak to Transfagaraska, widoki ładne, samochodów dużo, gdzieniegdzie kramy i targowisko.







I na tym relację z wycieczki do Rumunii bym zakończył.
Było fajnie gdzieniegdzie być drugi raz, Rumunia to kraj "dla każdego coś miłego". Szkoda że nie wszędzie Insignia podołała ale trudno

Spowrotem jedziemy przez PL, czasowo nie było różnicy.
Po drodze zatrzymujemy się w Starym Siedlisku u Krzyśka. Miło, rozpijamy trochę alko i lulu
